Na ten dzień czekałem długo. Plan przełamania codziennej rutyny chodził po głowie już od dawna. Wreszcie nastał ten dzień. Umówiłem się ze znajomymi Jarkiem i Asią z postanowieniem rekreacyjnej jazdy do Czerska i dalej gdzie koła poniosą. Wreszcie piątek 8.30 dzieciaki już w przedszkolu. Mamy czas do 17-ej. Zatem w drogę...
Gocław i Most Siekierkowski Jedziemy ścieżkami rowerowymi Gocławia, dzielnicy mieszkaniowej Warszawy po prawej stronie Wisły. Wygodne ścieżki, sporo rowerzystów, jedni do pracy,drudzy na wycieczkę :).
Jedzie się komfortowo, słoneczko świeci, wjeżdżamy ścieżką na Wał Miedzeszyński i dalej na most Siekierkowski. Obok nas Warszawa nie zatrzymuje się pędzie do pracy. Pęd to w porywach 20 km/h w korku. Po spaleniu się Mostu Łazienkowskiego, część ruchu dociążyła trasę siekierkowską. My zatrzymujemy się na środku mostu na fotografię panoramy centrum Warszawy i chwilę oddechu.
Tego dnia chcemy łapać oddech, a nie kilometry. Po chwili ruszamy dalej chwila moment i zjeżdżamy z mostu w prawo. Dalej ostry zakręt w lewo pod mostem i jesteśmy na wale zawadowskim. Jeszcze chwila i zgiełk Warszawy niknie gdzieś za plecemi. Jedziemy dalej szutrową ścieżką po lewej stonie dziki brzeg lewej strony Wisły... przed nami cisza przed nami cisza i o to chodziło.
Keszyki na Wale Zawadowskim Jedziemy rozkoszując się ciszą i piękną pogodą. Wiosna w pełni, wszystko wokół kwitnie i pachnie. Z szutrowej ścieżki dojeżdżamy do kostkowanej ścieżki rowerowej, po prawej mijamy podwarszawskie rezydencje, po lewej dzikie łąki i rozlewiska Wisły. Nadszedł czas na urozmaicenie podróży. Razem z Jarkiem i Asią namierzamy kilka keszyków (Dla mugoli: www.geocaching.pl). Przy podjęciu jednego z keszy zabawna przygoda. W pobliżu piaskarnia w której snuje się samotny spychacz.
Nieopodal jakiś zardzewiały złom. Udana próba podjęcia kesza. Nagle zza pobliskiego parkanu wyłania się łysa głowa z pytająco-groźnym wyrazem twarzy. Na hasło "znalezione" łysa głowa jeszcze bardziej głupieje, natomiast z pobliskiego spychacza dochodzi staropolskie czego k... ? Na to przywitanie, stwierdziliśmy, że pora na nas tym bardziej, że spychacz kontynuując polską gościnność prychnął won k.... Zatem cóż było robić jak tylko popedałować dalej podziwiając uroki okolicy. Po drodzej jeszcze kilka keszyków, tym bardziej już w mniej nerwowych okolicznościach.
Słońce coraz wyżej na niebie, na liczniku średnia ok. 15-20 km - nikt tego dokładnie nie liczy, bo łapanie kilometrów nie jest ideą tej wycieczki. Błogie lenistwo w okolicach średniej 15 km/h :) Krajobraz podobny, po lewej cały czas towarzyszy nam wał przeciwpowodziowy po prawej mijamy Kępę Okrzewską, Obórki i Ciszycę. Wszystkie wioski przetykane polami uprawnymi. Co ujmuje to cisza, spokój i pięknie pachnące sady owocowe o tej porze białe od kwiatów.
Gassy - Podłęcze Jadąc spokojnym tempem dojeżdżamy do miejscowości Gassy. Zbaczamy trochę z niebieskiego szlaku kierując się do przeprawy promowej. Trwają intensywne prace do uruchomienia promu. Już za tydzień na 1 maja przeprawa zostanie uruchomiona. (Informacja praktyczna: dorośli 3 zł, rower 2 zł. Razem 5 złociszy za przeprawę). Okolica fajna sprzyja na krótki odpoczynek. Jednak postanawimy ruszać dalej. Leniwym tempem wjeżdżamy na wał zbaczając z niebieskiego szlaku, który odbija w asfaltową wygodną drogę. To był błąd. Droga grzebietem wału to wąska trawiasta ścieżka, niezbyt wygodna dla rowerowej przeprawy. Kto by tam jednak zwracał uwagę na takie niuanse. Dojeżdżamy do wsi Dębówka i drogi nr 734 która kończy się w Wiśle i pojawia gdzieś po jej drugiej stronie. My jednak w przeciwnym kierunku jedziemy do Dębówki i skręcamy z 734 na Podłęcze. Po drodze mijamy po lewej wielkie piękne drzewo. Wygląda na wyjęte z legędy. Tu Anno Domini 13xx roku nasz Wielki Król zatrzymał się z wojskiem przed bitwą - zdawało się mówić drzewo :):) To znak, że musimy się zatrzymać na krótki popas. W Podłęczu osiągamy pierwszy lepszy sklep i robimy chwilę przerwy.
I Popas w Podłęczu Piękna chwila poczynku i posiłku. Wypijamy po bezalkoholowym i podjadamy po kanapeczce. Chwila rozmów, nierozmów, znowu piękne widoki. Czas szybko mija, przed nami wjazd do Góry Kalwarii, trzeba zbierać siły. Ruszamy.
Góra Kalwaria - Czersk Jedziemy dalej przez Wólkę Dworską. Bardzo ładna okolica. Mijamy wiadukt kolejowy i wjeżdżamy od ulicy Lipkowskiej. Podjazd rzeczywiście ostry. Wzdłuż ulicy mijami piękne wille i różowe magnolie, które o tej porze kwitną w całej okazałości. Dalej ulicą Księdza Zygmunta Sajny do centrum Góry Kalwarii - dla mnie nic specjalnego. Dojeżdżamy do Dominikańskiej i wiecznie zakorkowanego ronda w Górze Kalwarii. Miamy rondo, zjazd w lewo na przeprawę przez Wisłę i kierujemy się na wprost. Kawałek niebezpiecznej DK 79 i odbijamy w lewo do ulicy Czerskiej w drogę nr 739. Stąd już prosta do celu. Ta ładna droga wiedzie skarpą. Po lewej piękna panorama okolicznych sadów i pól uprawnych, na wprost prosta droga do Czerska. W końcu jest. Wjeżdżamy a czerski ryneczek. Robimy drobne zakupy i przekraczamy bramę Kościoła pw. Przemienienia Pańskiego, przez którą wiedzie droga na zamek. Kupujemy bilety. Informacja praktyczna: (tutaj miła niespodzianka, ponieważ rowerzyści traktowanie są ulgowo 5 zł człowiek+rower :)) I wkraczamy dumnie na czerski zamek. To pięknie usytuowana warownia Konrada Mazowieckiego (dla dociekliwych: www.zamekczersk.pl) W piątek w południe w warowni na szczęście mało zwiedzających. My zaś nie bardzo zainteresowani zwiedzaniem substancji historycznej sprawnym ruchem przeskakujemy za zamkowy murek i opierając po jednej stronie murku rowery, po drugiej zaś nasze szacowne plecy, siadamy na ciepłej trawie i zatrzymujemy się na wspaniały popas. Ach cóż to była za piękna chwila. Ciepłe słońce i nagrzany zamkowy mur, wspaniała panorama pól uprawnych i okolicy. Widok naprawdę niekiepski miał król Konrad. Wiedział gdzie chatę budować :) No cóż obowiązki wzywają. Namierzamy koordynaty na zamkowego kesza i podejmujemy udaną próbę odnalezienia. Łatwo nie było, ale jest. Cóż jeszcze chwila na wspólne zdjęcie i opuszczamy gościnne zamkowe mury. Przed nami fajny zjazd z zamkowego wzgórza ul. Mostową. Odbijamy w ul. Księdza Saturnina Sikorskiego (sic! coś święta ta nasza droga się wydaje - kolejna ulica im. księdza na trasie), i okolica fajna. Otaczają nas kwitnące sady jabłkowe i fajne szutrowe ścieżki - sielanka.
Czersk - Ostrówek Przyjemnym szutrowym Bursztynowym Szlakiem Greenways (Więcej: Bursztynowy Szlak Greenways) pedałujemy w kierunku mostu i przeprawy przez Wisłę do miejscowości Ostrówek. Miejscowość tą warto odwiedzić na początku maja z uwagi na historyczne wydarzenie: Bitwa pod Ostrówkiem i inscenizację bitwy, która jest organizowana przez miejscowych miłośników historii. Wjeżdżamy na most. Sama przeprawa niezbyt ciekawa, aczkolwiek okolica bardzo ładna. Co prawda jest około metrowej szerokości ścieżka oddzielona od pasa dla samochodów, ale mijające nas tiry zakłócają przyjemność przeprawy wprawiając most w odczuwalne drgania. Widoczki na rozlewiska Wisły są naprawdę imponujące. W miejscowości Ostrówek zaraz za mostem po prawej stronie Wisły skręcamy w lewo kontynuując naszą wycieczkę wałem wzdłuż Wisły w kierunku Warszawy. Jedziemy wałem, niestety ignorujemy znak czarnego szlaku rowerowego i wplątujemy się w jakąś słabo przejezdną gęstwinę. Dalej strategicznie opuszczamy niegościnne zarośla (Jarek płoszy przy okazji jakąś zdziwioną sarnę i przedzieramy się kartofliskiem do pierwszej lepszej szutrowej ścieżki, którą są wstanie zaakceptować nasze trekingowce i holendry.
Kępa Nadbrzeska Około godziny 15 mijamy wioskę Władysławów i dojeżdżamy do Kępy Nadbrzeskiej. Wioska ma meksykański klimat. Gorące popołudnie, w wiosce żywego ducha, pod kościołem ogonem leniwie macha pies, gdzieś dalej pod płotem śpi kot. Nic się nie dzieje. Jak to mawiają słychać bzyczenie muchy. Aż dziw bierze, że to ok. 12 km od Warszawy. Tutaj naprawdę nic się nie dzieje, a czas płynie chyba w przeciwną stronę. Po prawej mijamy Jezioro Rokola (chyba ze starego koryta Wisły) i pałac w Otwocku Wielkim. Niestety już nie ma czasu na zwiedzanie. Dojeżdżamy do drogi nr 734 (tej samej która urywała się wcześniej po drugiej stronie Wisły) i skręcamy w lewo na Otwock Wielki. Dalej wygodną drogą 734 i skręcamy w lewo wszutrówkę (wszystko byleby ominąć niebezpieczną DK 801 relacji Warszawa-Puławy).
Karczew-Otwock Klucząc szutrówką dojeżdżamy do drogi 798 i wpadamy do Karczewa. Dalej już asfaltem dojeżdżamy do Otwocka. Miasteczko oferuje dużo fajnych asfaltowych ścieżek rowerowych. Pytamy miłą Panią (a jakże na rowerku) jak dojechac do stacji PKP. Miła Pani nawiguje nas do samej stacji PKP w Otwocku. Tutaj już prawie kończymy naszą rowerową przygodę. Na liczniku 65 km. Ten dystans jest bez znaczenia. Liczą się wspólnie spędzone chwile, totalny reset i chwila oddechu od codziennej rutyny. Wsiadamy do przyjemnego klimatyzowanego SKM (są wagony przystosowane do przewozu rowerów). (Informacja techniczna. Bilet na SKM (człowiek + rower) w relacji Otwock-Warszawa Gocławek kosztuje 7 zł)
Dzisiaj w pociągu trochę tłoczno. To ostatni piątek miesiąca, więc rowerzyści zmierzają do Warszawy na Masę Krytyczną przypomnieć o swoim istnieniu. BTW - nie sądziłem, że ta impreza jest tak popularna. Żegnam się z moimi towarzyszami pdróży w Aninie, podążając dalej do Warszawy Gocławek.
Warszawa Gocławek Wysiadam na stacji Warszawa Gocławek. Kieruję się na węzeł marsa (przemianowałbym na węzeł z marsa). Fajna nazwa nieprawdaż ;P ? Tutaj zaczyna się wygodna ścieżka rowerowa, któa poprowadzi mnie już do samego Gocławia. Wreszcie osiągam 71 km podróży. Home sweet home.
Post Scriptum Podziękowania dla Jarka i Asi za rowerową tułaczkę. Z wami podróżuje się naprawdę fajnie.