Tour de Jura, dzień II
Piątek, 3 lipca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki jednodniowe
Podlesice – Morsko – Ogrodzieniec – Góra Birów - Ryczów - Bydlin - Sołuszowa - Jerzmanowice
Start z Podlesic
II dzień Tour de Jura zaczynamy od śniadanka. Uzupełniwszy siły ruszamy z Podlesic w kierunku zamku „Bąkowiec” w Morsku. Szlak wiedzie pięknymi zalesionymi terenami Jury. Jedzie się jednak trudno ze względu na piaszczyste podłoże. Po przejechaniu kilku kilometrów zaczyna się ostry podjazd, który nie opuści nas już praktycznie do samego zamku. „To kolejne orle gniazdo uformowane na wyniosłej skale, jednak jego usytuowanie jest dosyć niezwykłe, bo na terenie ośrodka wypoczynkowego z historią sięgająca czasów powojennych. Komunistyczne zarządzanie zabytkiem poskutkowało jego oszpeceniem i brakiem poszanowania dla również zabytkowego otoczenia. Do skały dobudowano bowiem budynek, a na miejscu systemu dojazdowego do zamku z drewnianą basztą, postawiono urządzenia wyciągu narciarskiego, nieco dalej powstała kawiarnia z tarasem. Na szczęście obiekt nadal malowniczo się prezentuje i po wjeździe na teren ośrodka od razu rzuca się w oczy.” – cyt. www.zamki.res.pl
Pod zamkiem funkcjonuje wypożyczalnia rowerowa w której zaopatrujemy się obowiązkowo w dętki rowerowe dla całej drużyny. Cóż zakup dętek pod zamkiem to fart. Cóż - szczęście nam sprzyja tego dnia.
W drodze do Ogrodzieńca
Po zwiedzeniu „Bąkowca” wracamy na szlak kierując się w kierunku Ogrodzieńca. Trasa wiedzie przez las i fajne szutrowe ścieżki. Cały czas towarzyszą nam zjazdy i podjazdy. W zasadzie nie ma jazdy po płaskim. Po drodze mijamy Okiennik Wielki – zespół wapiennych skał z „oknem” takim otworem skalnym ok. 7 × 5 m. Wygląda to bardzo malowniczo. W okolicach skał ponoć kiedyś stał kolejny zamek. Jedziemy dalej między kwiecistymi łąkami na których feeria kolorów. Pachnie zboże, mienią się kwiaty. Jest dobrze. Przekraczamy DK78 kierując się do ogrodzienieckiego zamku. Czas na krótki postój i uzupełnienie płynów. Upał nie odpuszcza. Jest ok 30 c. Trzymamy się Czerwonego Rowerowego Szlaku Orlich Gniazd. Niestety oznakowanie tego szlaku jest bardzo słabe praktycznie na całej jego długości. Po długim zjeździe dojeżdżamy do Podzamcza i podjeżdżamy pod sam ogrodzieniecki zamek. To najpiękniejszy i największy zamek Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Jego kubatura wynosi aż 32000 m3 - to trzeba zobaczyć!
„Zamek nie znajduje się w miejscowości Ogrodzieniec, lecz 2 km dalej na wschód, w Podzamczu. Wchodząc przez bramę na bardzo obszerne warowne przedzamcze po lewej stronie mamy pozostałości stajni i wozowni. Przed wieżą bramną do zamku górnego zachował się mały fragment fosy. Kiedyś był tu most zwodzony, dzisiaj nieopodal postawiono szpecące cały widok budki WC. Sama wieża przylega do skał, ma 6 kondygnacji i widać w niej strzelnice kluczowe. Mieściła się niej m. in. kaplica.
Arkadowy dziedziniec główny zamku jest przepiękny, ze wszystkich stron otoczony wysokimi kamiEnnymi murami z otworami okiennymi. Kiedyś zdobiły je jeszcze krużganki, ale niestety nic już z nich nie zostało. W najniższych i najwyższych kondygnacjach urządzone były pomieszczenia gospodarcze oraz komnaty służby. Sale reprezentacyjne znajdowały się na drugim piętrze. W narożniku płd.-wsch. stoi potężna cylindryczna wieża. Od południa dobudowany jest budynek zwany Kurzą Stopą. Dolne jego kondygnacje zajmowały kazamaty ze strzelnicami, a powyżej znajdowała się komnata zwana białogłowską, a jeszcze wyżej bogata sala balowa z przedsionkiem z piękną renesansową umywalką. W skrzydle zachodnim stoi wysoka wieża z machikułami, w części mieszkalnej pod dawną sypialnią odkryto tam tajny pokoik bez okien. W tej części zamku znajduje się drugi dziedziniec - dolny. Kolejny dziedziniec - mały, mieści się w skrzydle południowym. Od strony płd.-wsch. zamek był broniony przez wczesną formę bastionu - beluard.
Każde skrzydło zamku jest udostępnione zwiedzającym, na wyższe partie prowadzą schody, jest więc wiele do zobaczenia. Są też komnaty podziemne, gdzie mieścił się kiedyś zaawansowany system chłodni. Obok nich znajduje się muzeum lalek. Na zachowanych murach można dostrzec wiele detali kamieniarki renesansowej i barokowej. Ruiny otoczone są murem obwodowym długim na 400 m, połączonym z fantastycznymi skałkami wapiennymi, do których przylegają portale z kartuszami herbowymi Bonerów. Między skałkami dookoła zamku prowadzi ścieżka spacerowa, którą koniecznie trzeba się przejść, bo widoki są wspaniałe! Można się też powspinać na skały.” – cyt. www.zamki.res.pl
Przy okazji jedna uwaga – nie wiem i nie rozumiem jak to możliwe, że pod zamkiem udostępniono m.in. dzieciom do zwiedzania salę tortur. Można tam obejrzeć średniowieczne narzędzia tortur wraz ze szczegółowym opisem ich działania i cierpienia które powodowały. Oczywiście sala tortur jest bardzo chętnie odwiedzana przez dzieci. Byłem świadkiem jak chłopczyk w wieku szkolnym czytał z zapałem tatusiowi proces wypruwania flaków skazańcowi. Bez komentarza.
Góra Birów
Po zwiedzeniu zamku pod Ogrodzieńcem konsumujemy posiłek i ruszamy podejmujemy strategiczną decyzję. Zamieniamy wizytę na zamku w Smoleniu na pobliskie grodzisko na górze Birów. Dzięki temu skracamy naszą trasę ok. 15 km.
Decyzja okazuje się trafiona. „Na górze w 2008 roku zrekonstruowano tu drewniano-kamienny gród stylizowany na słowiańską twierdzę, która według badań archeologicznych, istniała w tym miejscu na przełomie XIII i XIV wieku. Grodzisko tworzy wieża bramna, wał kamienno-drewniany, wieża strażnicza, wieża obserwacyjna i chata, w której znajduje się ekspozycja muzealna.” – cyt. www.zamek-ogrodzieniec.pl Pod warownią oglądamy jeszcze malownicze skałki i niewielką jaskinię. Czas ruszać w dalszą drogę.
Droga na Ryczów
Ruszamy do Ryczowa. Niestety czerwony szlak znowu słabo oznakowany. Ruszamy DK790 na Morusy, skręcamy w prawo kierując się na kolejne leśne ostępy i piaszczyste ścieżki. W końcu przebijamy się do Ryczowa. Tutaj województwo śląskie graniczy z województwem małopolskim. Sam Ryczów to malownicza wioska, gdzie mijamy kolejne ruiny strażnicy. Ze względu na brak czasu już ich nie zwiedzamy. Kierujemy się na OSP w Ryczowie, gdzie spotykamy miłych strażaków którzy częstują nas wodą mineralną. Wiadomo u strażaków wody pod dostatkiem. Nieopodal OSP mijamy tablicę upamiętniającą mord na mieszkańcach Ryczowa dokonany przez Niemców. Więcej tutaj: http://ryczow.com/pacyfikacja/
Ruina ruin czyli zamek w Bydlinie
Ryczów żegna nas miłym asfaltowym zjazdem i pięknymi widokami. Docieramy do krzyżówki gdzie kierujemy się na Bydlin (chyba żółty szlak). Dojeżdżamy do zamku w Bydlinie. „Historia powstania skromnego zameczku w Bydlinie z uwagi na niedostępność źródeł ginie w mrokach dziejów, trudno więc o jednoznaczne określenie, kiedy oraz przez kogo obiekt został zbudowany. Istnieje nawet opinia, że budowla ta nigdy nie była zamkiem i od początku do końca pełniła przede wszystkim funkcje sakralne.” – cyt. www.zamkipolskie.com
Obecnie moim zdaniem zamek nie jest warty odwiedzenia są to jedynie opuszczone ruiny, i nie ma tam nic ciekawego. Jedynym ciekawym obiektem jest przycmentarny kościółek pod zamkowym wzgórzem.
Nocny rajd do Łazów (Jerzmanowice)
Jedziemy w kierunku Zarzecza do DK783 i dalej w kierunku Chrząstowa. Po drodze zatrzymujemy się w przydrożnym sklepie na uzupełnienie płynów i zakupy. Kiełbasa i ogóreczek smakują wybornie. Za Chrząstowicami skręcamy w lewo i leśnymi szutrami ruszamy na Jangrot i dalej do Sołuszowej. Trasa jest bardzo malownicza. Podziwiamy zachód Słońca. Pod nami okoliczne dolinki. Powietrze faluje z gorąca. A może to fatamorgana J Jesteśmy gdzieś między polami. Za chwilę zmiana oświetlenia ze słonecznego na rowerowo-księżycowe.
Przed nami piękny asfaltowy zjazd w kierunku Sołuszowej. Tutaj słuchając poleceń GPS (wyznaczona droga rowerowa) kierujemy się podejrzaną drogą między polami.
Ujechawszy nieco okazało się, że droga zamienia się w polną miedzę, a po chwili w parów bez możliwości przejazdu na rowerze. Cóż jak to mawiają „one way ticket”. Jest noc, a załoga dzielnie przedziera się parowem pod górę do najbliższej możliwej cywilizacji. Z parowu nie ma możliwości obserwacji terenu – można tylko do przodu (jeżeli ma się oświetlenie). Po ok 1,5 km parów znów zamienia się w miedzę, która umożliwia przejazd rowerem i łączy się z bardzo przyzwoitą asfaltową dróżką między polami oznaczoną na g-maps jako szlak rowerowy. Szaleńczym asfaltowym zjazdem niesieni światłem księżyca i lampek w rowerach (kto miał ten miał) dojeżdżamy do Gotkowic. Jest grubo po 22. Przekraczamy DK94 i po niespełna 6 km lądujemy za Jerzmanowicami w schronisku młodzieżowym Małgosia w miejscowości Łazy.
Niestety w schronisku głucho i ciemno, ale okazało się, że przytomni właściciele zostawili drzwi otwarte. Po chwili naszym oczom ukazała się miła właścicielka wskazując nam nasz pokój z piętrowymi łóżeczkami – czad, cud, miód, malina. Cóż to było przełomowe 80 km które nadało kształtu i hartu ducha naszej znakomitej załodze. Po wieczornych ablucjach i konsumpcji napojów chłodzących załoga zasypia w locie.
Start z Podlesic
II dzień Tour de Jura zaczynamy od śniadanka. Uzupełniwszy siły ruszamy z Podlesic w kierunku zamku „Bąkowiec” w Morsku. Szlak wiedzie pięknymi zalesionymi terenami Jury. Jedzie się jednak trudno ze względu na piaszczyste podłoże. Po przejechaniu kilku kilometrów zaczyna się ostry podjazd, który nie opuści nas już praktycznie do samego zamku. „To kolejne orle gniazdo uformowane na wyniosłej skale, jednak jego usytuowanie jest dosyć niezwykłe, bo na terenie ośrodka wypoczynkowego z historią sięgająca czasów powojennych. Komunistyczne zarządzanie zabytkiem poskutkowało jego oszpeceniem i brakiem poszanowania dla również zabytkowego otoczenia. Do skały dobudowano bowiem budynek, a na miejscu systemu dojazdowego do zamku z drewnianą basztą, postawiono urządzenia wyciągu narciarskiego, nieco dalej powstała kawiarnia z tarasem. Na szczęście obiekt nadal malowniczo się prezentuje i po wjeździe na teren ośrodka od razu rzuca się w oczy.” – cyt. www.zamki.res.pl
Pod zamkiem funkcjonuje wypożyczalnia rowerowa w której zaopatrujemy się obowiązkowo w dętki rowerowe dla całej drużyny. Cóż zakup dętek pod zamkiem to fart. Cóż - szczęście nam sprzyja tego dnia.
W drodze do Ogrodzieńca
Po zwiedzeniu „Bąkowca” wracamy na szlak kierując się w kierunku Ogrodzieńca. Trasa wiedzie przez las i fajne szutrowe ścieżki. Cały czas towarzyszą nam zjazdy i podjazdy. W zasadzie nie ma jazdy po płaskim. Po drodze mijamy Okiennik Wielki – zespół wapiennych skał z „oknem” takim otworem skalnym ok. 7 × 5 m. Wygląda to bardzo malowniczo. W okolicach skał ponoć kiedyś stał kolejny zamek. Jedziemy dalej między kwiecistymi łąkami na których feeria kolorów. Pachnie zboże, mienią się kwiaty. Jest dobrze. Przekraczamy DK78 kierując się do ogrodzienieckiego zamku. Czas na krótki postój i uzupełnienie płynów. Upał nie odpuszcza. Jest ok 30 c. Trzymamy się Czerwonego Rowerowego Szlaku Orlich Gniazd. Niestety oznakowanie tego szlaku jest bardzo słabe praktycznie na całej jego długości. Po długim zjeździe dojeżdżamy do Podzamcza i podjeżdżamy pod sam ogrodzieniecki zamek. To najpiękniejszy i największy zamek Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Jego kubatura wynosi aż 32000 m3 - to trzeba zobaczyć!
„Zamek nie znajduje się w miejscowości Ogrodzieniec, lecz 2 km dalej na wschód, w Podzamczu. Wchodząc przez bramę na bardzo obszerne warowne przedzamcze po lewej stronie mamy pozostałości stajni i wozowni. Przed wieżą bramną do zamku górnego zachował się mały fragment fosy. Kiedyś był tu most zwodzony, dzisiaj nieopodal postawiono szpecące cały widok budki WC. Sama wieża przylega do skał, ma 6 kondygnacji i widać w niej strzelnice kluczowe. Mieściła się niej m. in. kaplica.
Arkadowy dziedziniec główny zamku jest przepiękny, ze wszystkich stron otoczony wysokimi kamiEnnymi murami z otworami okiennymi. Kiedyś zdobiły je jeszcze krużganki, ale niestety nic już z nich nie zostało. W najniższych i najwyższych kondygnacjach urządzone były pomieszczenia gospodarcze oraz komnaty służby. Sale reprezentacyjne znajdowały się na drugim piętrze. W narożniku płd.-wsch. stoi potężna cylindryczna wieża. Od południa dobudowany jest budynek zwany Kurzą Stopą. Dolne jego kondygnacje zajmowały kazamaty ze strzelnicami, a powyżej znajdowała się komnata zwana białogłowską, a jeszcze wyżej bogata sala balowa z przedsionkiem z piękną renesansową umywalką. W skrzydle zachodnim stoi wysoka wieża z machikułami, w części mieszkalnej pod dawną sypialnią odkryto tam tajny pokoik bez okien. W tej części zamku znajduje się drugi dziedziniec - dolny. Kolejny dziedziniec - mały, mieści się w skrzydle południowym. Od strony płd.-wsch. zamek był broniony przez wczesną formę bastionu - beluard.
Każde skrzydło zamku jest udostępnione zwiedzającym, na wyższe partie prowadzą schody, jest więc wiele do zobaczenia. Są też komnaty podziemne, gdzie mieścił się kiedyś zaawansowany system chłodni. Obok nich znajduje się muzeum lalek. Na zachowanych murach można dostrzec wiele detali kamieniarki renesansowej i barokowej. Ruiny otoczone są murem obwodowym długim na 400 m, połączonym z fantastycznymi skałkami wapiennymi, do których przylegają portale z kartuszami herbowymi Bonerów. Między skałkami dookoła zamku prowadzi ścieżka spacerowa, którą koniecznie trzeba się przejść, bo widoki są wspaniałe! Można się też powspinać na skały.” – cyt. www.zamki.res.pl
Przy okazji jedna uwaga – nie wiem i nie rozumiem jak to możliwe, że pod zamkiem udostępniono m.in. dzieciom do zwiedzania salę tortur. Można tam obejrzeć średniowieczne narzędzia tortur wraz ze szczegółowym opisem ich działania i cierpienia które powodowały. Oczywiście sala tortur jest bardzo chętnie odwiedzana przez dzieci. Byłem świadkiem jak chłopczyk w wieku szkolnym czytał z zapałem tatusiowi proces wypruwania flaków skazańcowi. Bez komentarza.
Góra Birów
Po zwiedzeniu zamku pod Ogrodzieńcem konsumujemy posiłek i ruszamy podejmujemy strategiczną decyzję. Zamieniamy wizytę na zamku w Smoleniu na pobliskie grodzisko na górze Birów. Dzięki temu skracamy naszą trasę ok. 15 km.
Decyzja okazuje się trafiona. „Na górze w 2008 roku zrekonstruowano tu drewniano-kamienny gród stylizowany na słowiańską twierdzę, która według badań archeologicznych, istniała w tym miejscu na przełomie XIII i XIV wieku. Grodzisko tworzy wieża bramna, wał kamienno-drewniany, wieża strażnicza, wieża obserwacyjna i chata, w której znajduje się ekspozycja muzealna.” – cyt. www.zamek-ogrodzieniec.pl Pod warownią oglądamy jeszcze malownicze skałki i niewielką jaskinię. Czas ruszać w dalszą drogę.
Droga na Ryczów
Ruszamy do Ryczowa. Niestety czerwony szlak znowu słabo oznakowany. Ruszamy DK790 na Morusy, skręcamy w prawo kierując się na kolejne leśne ostępy i piaszczyste ścieżki. W końcu przebijamy się do Ryczowa. Tutaj województwo śląskie graniczy z województwem małopolskim. Sam Ryczów to malownicza wioska, gdzie mijamy kolejne ruiny strażnicy. Ze względu na brak czasu już ich nie zwiedzamy. Kierujemy się na OSP w Ryczowie, gdzie spotykamy miłych strażaków którzy częstują nas wodą mineralną. Wiadomo u strażaków wody pod dostatkiem. Nieopodal OSP mijamy tablicę upamiętniającą mord na mieszkańcach Ryczowa dokonany przez Niemców. Więcej tutaj: http://ryczow.com/pacyfikacja/
Ruina ruin czyli zamek w Bydlinie
Ryczów żegna nas miłym asfaltowym zjazdem i pięknymi widokami. Docieramy do krzyżówki gdzie kierujemy się na Bydlin (chyba żółty szlak). Dojeżdżamy do zamku w Bydlinie. „Historia powstania skromnego zameczku w Bydlinie z uwagi na niedostępność źródeł ginie w mrokach dziejów, trudno więc o jednoznaczne określenie, kiedy oraz przez kogo obiekt został zbudowany. Istnieje nawet opinia, że budowla ta nigdy nie była zamkiem i od początku do końca pełniła przede wszystkim funkcje sakralne.” – cyt. www.zamkipolskie.com
Obecnie moim zdaniem zamek nie jest warty odwiedzenia są to jedynie opuszczone ruiny, i nie ma tam nic ciekawego. Jedynym ciekawym obiektem jest przycmentarny kościółek pod zamkowym wzgórzem.
Nocny rajd do Łazów (Jerzmanowice)
Jedziemy w kierunku Zarzecza do DK783 i dalej w kierunku Chrząstowa. Po drodze zatrzymujemy się w przydrożnym sklepie na uzupełnienie płynów i zakupy. Kiełbasa i ogóreczek smakują wybornie. Za Chrząstowicami skręcamy w lewo i leśnymi szutrami ruszamy na Jangrot i dalej do Sołuszowej. Trasa jest bardzo malownicza. Podziwiamy zachód Słońca. Pod nami okoliczne dolinki. Powietrze faluje z gorąca. A może to fatamorgana J Jesteśmy gdzieś między polami. Za chwilę zmiana oświetlenia ze słonecznego na rowerowo-księżycowe.
Przed nami piękny asfaltowy zjazd w kierunku Sołuszowej. Tutaj słuchając poleceń GPS (wyznaczona droga rowerowa) kierujemy się podejrzaną drogą między polami.
Ujechawszy nieco okazało się, że droga zamienia się w polną miedzę, a po chwili w parów bez możliwości przejazdu na rowerze. Cóż jak to mawiają „one way ticket”. Jest noc, a załoga dzielnie przedziera się parowem pod górę do najbliższej możliwej cywilizacji. Z parowu nie ma możliwości obserwacji terenu – można tylko do przodu (jeżeli ma się oświetlenie). Po ok 1,5 km parów znów zamienia się w miedzę, która umożliwia przejazd rowerem i łączy się z bardzo przyzwoitą asfaltową dróżką między polami oznaczoną na g-maps jako szlak rowerowy. Szaleńczym asfaltowym zjazdem niesieni światłem księżyca i lampek w rowerach (kto miał ten miał) dojeżdżamy do Gotkowic. Jest grubo po 22. Przekraczamy DK94 i po niespełna 6 km lądujemy za Jerzmanowicami w schronisku młodzieżowym Małgosia w miejscowości Łazy.
Niestety w schronisku głucho i ciemno, ale okazało się, że przytomni właściciele zostawili drzwi otwarte. Po chwili naszym oczom ukazała się miła właścicielka wskazując nam nasz pokój z piętrowymi łóżeczkami – czad, cud, miód, malina. Cóż to było przełomowe 80 km które nadało kształtu i hartu ducha naszej znakomitej załodze. Po wieczornych ablucjach i konsumpcji napojów chłodzących załoga zasypia w locie.